Poradnik
UWAGA! Używanie papierosów elektronicznych nie jest obojętne dla zdrowia. Z tych urządzeń powinny korzystać wyłącznie osoby dorosłe, które są palaczami i chcą rzucić nałóg tytoniowy.
1. Palenie tytoniu a używanie e-papierosa
W zasadzie nikogo nie trzeba edukować, jeśli chodzi o palenie tytoniu. Każdy z nas widział ludzi palących, większość zapewne przynajmniej raz w życiu spróbowała. No i tak naprawdę nikt chyba nie potrzebuje żadnych poradników online czy książek na ten temat. Z używaniem e-papierosa jest nieco inaczej. Tu muszę na chwilę powędrować w tematy terminologiczne. Często spotykamy określenie „palenie e-papierosa”. Jest ono całkowicie błędne. E-papierosa się nie pali. Próba spalenia e-papierosa kończy się nieszczęściem. W tym urządzeniu nic się nie pali. Procesem, który następuje w e-papierosie jest zmiana płynu w aerozol, czyli chmurkę, którą możemy zobaczyć podczas wydychania po zaciągnięciu się. Dlatego też nie mówimy o paleniu, lecz o używaniu e-papierosa. Innymi nazwami, z którymi możecie się spotkać, jest „wapowanie” (od angielskiego słowa „vaping”) czy też chmurzenie (ten termin najbardziej mi się podoba).
Wróćmy jednak do tematu – czym się różni palenie od chmurzenia? Niemal wszystkim. Przede wszystkim rzucając palenie pozbywamy się straszliwego balastu obecnego w dymie tytoniowym. Substancje smoliste, które wdychamy wraz z dymem są nie tylko toksyczne, ale też zawierają sporo substancji rakotwórczych. Do tego dochodzi tlenek węgla (znany też jako czad), który skutecznie odcina dopływ tlenu do komórek. W chmurce generowanej przez e-papieros nie ma smół ani tlenku węgla. Dlatego też uważa się, że używanie tych urządzeń jest co najmniej o 95% mniej szkodliwe niż palenie tytoniu. Tak wynika z klasycznego już raportu brytyjskiego Public Health England, opartego o wyniki badań, które trwają już od ponad 10 lat. Prace naukowe oczywiście są kontynuowane, będę od czasu do czasu tutaj pisał o najistotniejszych wynikach, które są prezentowane w czasopismach naukowych.
I jeszcze jedna ważna sprawa dotycząca różnic pomiędzy paleniem tytoniu a chmurzeniem. Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że chmurka generowana przy pomocy e-papierosa smakuje inaczej niż dym tytoniowy. Tu się nie da znaleźć smaku identycznego z tym, do którego przywykliśmy paląc. Z własnego (i nie tylko) doświadczenia powiem, że bardzo szybko można się do tego przyzwyczaić. Co więcej – w przypadku zwykłych papierosów mieliśmy w zasadzie do wyboru tylko kilka różnych smaków, natomiast w EIN możemy w zasadzie wybierać z setek, a nawet tysięcy rozmaitych kombinacji aromatów.
2. E-papieros – podstawy I
Pora przejść do konkretów. Czym jest ten cały e-papieros (EIN) i jak się go używa? Co prawda na rynku dostępnych jest wiele rozmaitych marek i modeli, ale wszystkie składają się z tych samych podstawowych części. Mamy tutaj zasilanie, czyli ogniwo elektryczne, zwane popularnie baterią, albo też (częściej) akumulator, który można wielokrotnie ładować. Drugą częścią jest atomizer, czyli element, który generuje chmurkę. Jest to zwykle grzałka wykonana z jakiegoś drutu oporowego. Trzecim istotnym elementem jest pojemnik, w którym znajduje się płyn, który z angielska nazywamy liquidem (albo e-liquidem).
E-papieros jednorazowy
W przypadku najprostszych konstrukcji całość jest nierozbieralna i jednorazowa. Tego typu e-papierosy nazywamy jednorazówkami (ang. disposable). Wyglądem i rozmiarem przypominają one zwykłe papierosy konwencjonalne. I tu sugestia dla tych, którzy chcą rozważają przejście na mniej szkodliwą używkę – kupcie sobie właśnie taką jednorazówkę i wypróbujcie. Jeden taki e-papieros teoretycznie odpowiada paczce zwykłych, choć w praktyce bywa bardzo różnie. Cena takiej jednorazówki jest niższa niż paczki papierosów, więc niewiele ryzykujecie. A jeśli okaże się, że spodoba się wam chmurzenie, możecie pomyśleć o kupnie bardziej zaawansowanego zestawu. Ale o tym napiszę w kolejnym odcinku.
Tutaj tylko chcę przestrzec przed bezsensownymi oszczędnościami. Nie kupujcie żadnego sprzętu ani liquidów z niejasnych źródeł. Wadliwy e-papieros może eksplodować, gdy akumulator będzie miał wewnętrzne zwarcie – były takie przypadki na świecie, niektóre dość drastyczne. Liquid kupowany z dziwnych źródeł może nie zaszkodzić od razu, ale po co ryzykować. Czy zdecydujecie się na kupno na bazarze alkoholu za pół ceny? Wątpię. A przecież ten liquid trafia potem do waszych płuc, gdzie może spowodować naprawdę poważne szkody.
Dla mnie jedną z istotnych różnic między paleniem papierosa a używaniem EIN jest to, że w tym drugim przypadku mogę sobie sam zdecydować o tym, ile razy się zaciągnę. Gdy pali się tytoń, w zasadzie mało kto wygasza papierosa po 2-3 zaciągnięciach, bo potem smak ponownie odpalanego jest zwyczajnie ohydny. E-papieros pozwala na swobodną decyzję. Dwa-trzy zaciągnięcia i odkładamy. Ponowne uruchomienie daje dokładnie taki sam smak, jak poprzednio.
Tu jednak muszę przestrzec przed inną sprawą. To, że możemy regulować liczbę zaciągnięć, może też prowadzić do tego, że przestaniemy się kontrolować. Mówiąc skrótowo – e-papieros się nie kończy tak, jak ten zwykły. Tam mamy kilkanaście zaciągnięć – i koniec. Warto więc uważać.
3. E-papieros – podstawy II – zasilanie
Jeśli zdecydujemy się już na zakup urządzenia lepszej klasy niż jednorazówka, warto się przejść po sklepach oferujących sprzęt i dobrze się przyjrzeć temu, co jest na rynku. W tym przypadku radziłbym udać się do sklepu specjalistycznego, bo tam jest szansa trafić na sprzedawcę, który zna się na tym, co ma w ofercie. Nie należy się spieszyć z wyborem, rozsądnie jest poprosić o pokazanie kilku możliwych rozwiązań, sprawdzić jak leży w ręce, czy nie jest za ciężki lub za lekki. Myślę, że nie warto celować od razu w rozwiązania z najwyższych półek. Tego typu sprzęt jest często bardzo drogi, co wcale nie musi przekładać się na zdecydowanie lepszą jakość. Z drugiej jednak strony znowu przestrzegam przed przesadną oszczędnością. Jeśli podsumujemy miesięczne wydatki na zwykłe papierosy, wyjdą nam setki złotych. Tu zakup sprzętu jest wydatkiem jednorazowym – powinien on nam posłużyć jakiś czas. Będzie oczywiście trzeba na bieżąco kupować płyn oraz grzałki, ale to są w sumie niewielkie wydatki.
Typowe e-papierosy składają się z dwóch elementów, które można kupić oddzielnie. Pierwszym jest zasilanie. I tu mamy do wyboru dwa rozwiązania: w jednym z nich akumulator jest wbudowany na stałe, natomiast w drugim mamy wymienne akumulatory różnego typu. Kupno zasilania z akumulatorem wbudowanym upraszcza sprawę, ponieważ nie musimy wydawać dodatkowych pieniędzy na akumulatory oraz niezbędną w tym przypadku osobną ładowarkę do nich. Jest jednak pewien minus – gdy nagle skończy nam się prąd, musimy poszukać źródła energii. Zasilanie z wymiennym akumulatorem ma tę przewagę, że możemy mieć z sobą zapasowe akumulatory i je po prostu na miejscu wymienić. Niezależnie od typu zasilania mamy do dyspozycji różne pojemności akumulatorów – im jest ona większa, tym rzadziej będziemy ładować sprzęt. No ale z drugiej strony – im większa pojemność, tym cięższe zasilanie. Dlatego warto się przyjrzeć rozmaitym typom urządzeń i dopasować je do swoich potrzeb.
Zasilanie z akumulatorem wymiennym
Kompletny e-papieros z akumulatorem wbudowanym
Początkujący użytkownik powinien raczej wybrać względnie proste zasilanie, ale musi ono zapewniać możliwość regulacji mocy czy też napięcia podawanego na grzałkę. Pozwoli to na uzyskanie optymalnych efektów generowania chmurki. Osobom początkującym nie polecam żadnych e-papierosów o wysokiej mocy (100, 200 czy nawet więcej watów). Tego typu sprzęt jest dobry dla naprawdę doświadczonych ludzi. Tak naprawdę w zwykłych warunkach wystarczy zasilanie o mocy do 50-70 W (ja używam najczęściej mocy 8-15 W). Ważne jest to, aby regulacja mocy była wygodna, bo zapewne na początku będziecie trochę eksperymentować z tym, aby dobrać odpowiednią moc do ulubionych liquidów. Od razu też chcę napisać, że eksperymentując z mocą zaczynajmy od jak najniższej – ustawmy na początku np. moc 7 W i sprawdźmy jak się zachowuje nasz e-papieros. Jeśli generuje mało aerozolu (albo wcale), zwiększajmy moc aż do chwili, gdy smak i jakość chmury będzie nam odpowiadać. Pamiętajmy, że gdy zmienimy liquid na inny (inny smak, inna moc, czy choćby inny producent), trzeba będzie znowu eksperymentować z mocą. Potraktujcie to jako rodzaj zabawy.
Na koniec jedna istotna informacja. Zdecydowanie odradzam też zakup jako pierwszego zasilania tzw. mechanika. W rękach niedoświadczonego wapera to urządzenie może być zwyczajnie niebezpieczne, ponieważ mamy tam prąd podawany bezpośrednio z akumulatora na grzałkę, bez żadnej elektroniki sterującej. Tego typu zasilania są wyłącznie dla naprawdę doświadczonych użytkowników.
4. E-papieros – podstawy III – atomizer
Drugim elementem jest atomizer (zwany też swojsko parownikiem, czajniczkiem albo „górą”), składający się z grzałki oraz zbiorniczka na liquid.
Atomizer gotowy do użycia
Baza atomizera z zamontowaną grzałką
Wymienna grzałka atomizera – warto mieć w zapasie kilka
Tutaj też wybór jest szeroki. Na początek zdecydowanie polecałbym rozwiązanie, w którym mamy proste wymienne grzałki. Ten element po jakimś czasie trzeba wymienić, ponieważ odkłada się na nich osad, który powoduje zmianę smaku płynu i pogarsza odczucia użytkownika. Wybierając konkretny model warto spytać sprzedawcę, w jakiej cenie są do niego grzałki i jak wygląda z ich dostępnością. I tutaj też trzeba posługiwać się zdrowym rozsądkiem. Bywa, że względnie tania „góra” wymaga dość drogich lub trudniej dostępnych grzałek. Warto też spasować sobie zasilanie z górą, żeby całość wyglądała w miarę estetycznie. Tutaj najczęściej problemem może być zbyt duża średnica czajniczka w stosunku do grubości zasilania. Bardzo istotną sprawą jest też oporność grzałek. Początkującym zdecydowanie odradzam kupowanie tzw. grzałek subomowych. Mają one oporność często zdecydowanie mniejszą niż 1 om i wymagają jednak doświadczenia w obchodzeniu się z nimi. Zostawmy to tym naprawdę doświadczonym. Typowe oporności grzałek na rynku mieszczą się w granicach 1,5-2 omów. W zasadzie nie ma znaczenia, jaką oporność grzałki wybierzemy – w większości wypadków ustawiamy sobie na zasilaniu moc (wyrażoną w watach), a elektronika sama dopasuje odpowiednie napięcie akumulatora. Zwykle wyższa oporność to dłuższa trwałość grzałki, ale nie jest to regułą.
Ważna sprawa: po to, aby nie zniszczyć grzałki musimy zadbać o to, aby przed rozpoczęciem używania została ona dobrze nasączona liquidem. Jeśli wymieniliśmy grzałkę i zmontowaliśmy atomizer, musimy odczekać 10-15 minut, aby jej wnętrze wypełniło się liquidem. Jeśli będziemy zbyt niecierpliwi i uruchomimy e-papierosa zanim grzałka będzie dobrze nawilżona, doświadczymy efektu zwanego żargonowo ścierą (patrz słownik). Gryzący smak aerozolu w takim momencie wynika z tego, że element grzejny przypiekł materiał chłonny grzałki. Często tak grzałka niespecjalnie nadaje się do dalszego użytkowania, dlatego naprawdę nie warto się śpieszyć. Nasączenie grzałki można nieco przyspieszyć zakraplając ją bezpośrednio liquidem, ale o to warto spytać sprzedawcę.
Być może sprzedawca będzie namawiał was do zakupu nieco bardziej skomplikowanego parownika, ale osobiście uważam, że nie są one dobre dla początkujących. W tego typu urządzeniach grzałki najczęściej buduje się samemu, korzystając ze specjalnego drutu oporowego. To jest już zdecydowanie wyższa szkoła jazdy. To trochę tak jak z prowadzeniem samochodu – nikt raczej po zrobieniu prawa jazdy nie wsiada za kierownicę samochodu rajdowego czy też Formuły 1. Oczywiście po jakimś czasie można się i do takiego zakupu przymierzyć, ale myślę, że takie osoby nie będą już zaglądać do poradników dla początkujących.
Patrząc na zdjęcie atomizera zauważymy przezroczystą rurkę, przez którą kontrolujemy poziom liquidu. Bywają czasem rurki kolorowe, ale wtedy nie jesteśmy w stanie zobaczyć ewentualnej zmiany zabarwienia liquidu, a jest to wskaźnik mówiący o tym, że grzałka zaczyna być zalepiona brudem. Dlatego też wybierzmy raczej parownik z rurką bezbarwną. I jeszcze jedna istotna informacja. Większość atomizerów jest wyposażona w rurki szklane, ale w tańszych modelach spotyka się też plastikowe, najczęściej wykonane z poliwęglanu. Owszem, są one w stanie przetrwać bez większej szkody nawet upadek na ziemię, ale… no właśnie – z plastikiem jest poważny problem. Bywa, że jest on nieodporny na działanie pewnych składników liquidu (tu klasycznym przykładem jest cynamon). Powodują one zmatowienie powierzchni, a w skrajnych przypadkach nawet mięknięcie rurki. Mamy tu do czynienia z reakcją chemiczną z materiałem rurki, a jej produkty przedostają się do płynu, a potem do płuc. Nie warto ryzykować.
I jeszcze jedna istotna sprawa – ponieważ parowniki/atomizera mają bardzo różne konstrukcje sugeruję, aby przy zakupie poprosić sprzedawcę o to, aby zademonstrował, jak należy nalewać do niego liquidu oraz jak rozebrać go w celu wyczyszczenia.
5. Pomocy! Mój e-papieros przestał działać!
Tak, to się czasami zdarza, niezależnie od tego, jaki sprzęt kupiliśmy. Podobnie jak i z innymi urządzeniami, także i z tym czasami bywają kłopoty, ale na szczęście zwykle można je rozwiązać w kilka chwil. Schemat postępowania w tym przypadku jest nieco podobny (z zachowaniem wszelkich proporcji) do działań, jakie podejmujemy w przypadku, gdy samochód nam odmawia posłuszeństwa. Na szczęście tutaj jest znacznie mniej rzeczy do sprawdzenia, ale początkującym zalecam posiadanie w zasięgu ręki instrukcji swojego EIN. Ale zacznijmy od sprawdzenia najprostszej sprawy – czy w zbiorniczku jest liquid. Czasem gdy jest go mało, nie jest on w stanie dotrzeć do grzałki – należy go uzupełnić. Zakładam, że to już jest zrobione. Teraz zaczynamy od rzucenia okiem na wyświetlacz. Zwykle możemy tam odczytać napięcie akumulatora (albo zadaną moc) oraz oporność grzałki, ale widać też poziom naładowania akumulatora. Jeśli ikonka baterii miga (lub też pojawia się napis „battery low”), to znaczy, że niestety przegapiliśmy moment, w którym trzeba było naładować akumulator. Jeśli jest to akumulator wymienny, po prostu zastępujemy go nowym, naładowanym. Jeśli mamy zasilanie z wbudowanym akumulatorem, znajdujemy źródło prądu i podpinamy go, aby naładować. I tu dobra wiadomość – najczęściej możemy w trakcie ładowania chmurzyć. Obecnie większość EIN możemy ładować przez kabel USB, a więc nawet nie musimy szukać zasilacza sieciowego, ponieważ możemy się podpiąć do gniazda USB w komputerze. Rada praktyczna – warto, aby kabel zasilający był w miarę długi, bo inaczej będzie kłopot z chmurzeniem.
Jeśli jednak wykluczyliśmy rozładowanie akumulatora, sprawdzamy dalej. Zdarza się, że na wyświetlaczu mamy komunikat „No atomizer” (albo podobny). Najczęściej oznacza to, że jest jakiś problem ze stykami i prąd nie dociera do grzałki. W takiej sytuacji warto wykręcić parownik i używając chusteczki jednorazowej przetrzeć styki w zasilaniu oraz gwint parownika. Jeśli brak przewodzenia był powodem awarii, oczyszczenie i ponowne dokręcenie atomizera powinno rozwiązać problem. Jeśli jednak nadal EIN nie działa, prawdopodobnie jest problem z grzałką w atomizerze. Grzałka jest elementem, który się z czasem zużywa. Podczas odparowywania liquidu odkładają się na niej rozmaite substancje, co w efekcie skutkuje coraz gorszą pracą, a przede wszystkim stopniową zmianą smaku chmurki (nie muszę chyba dodawać, że to zmiana na gorsze). Dlatego też trzeba pamiętać o tym, aby co jakiś czas grzałkę po prostu wymienić. Warto mieć w zapasie kilka sztuk grzałek do naszego parownika, ponieważ czasami lubią one się po prostu przepalać. Jeśli w trakcie chmurzenia sprzęt przestanie generować aerozol, rzućmy okiem na wyświetlacz – zwykle w takim przypadku będzie tam komunikat „atomizer short”, „atomizer low”, albo „atomizer not found” (informacje o komunikatach znajdziecie w instrukcji e-papierosa). Jeśli mamy wyświetlaną oporność grzałki, to w przypadku awarii grzałki będzie tam najczęściej wartość 0 omów. Tutaj niestety praktycznie każdy producent ma inne komunikaty.
Wymiana grzałki w parowniku nie powinna nastręczać trudności – trzeba rozmontować parownik, wykręcić grzałkę i na jej miejsce wkręcić ostrożnie nową. Uwaga praktyczna: nowa grzałka jest sucha, więc warto ją delikatnie zakroplić liqudem. Jeśli nie chcemy się w to bawić, po skręceniu parownika trzeba odczekać, aż grzałka nasączy się liquidem z parownika. Jeśli zbyt wcześnie zaczniemy używać nowego zestawu, możemy poczuć niezbyt miły smak palonej watki, zwany w żargonie chmurzących ścierą, bobrem lub szmatą. Smak ten nieco przypomina ten, który zapewne każdy palacz pamięta – gdy zapali się zwykłego papierosa nie od tej strony, co trzeba, i wdycha dym z palonego filtra. Niestety, oznacza to, że nieco przypiekliśmy grzałkę. Po jakimś czasie smak się poprawi, ale nie będzie już tak dobry, jak w przypadku prawidłowo nasączonej grzałki.
Oczywiście może się zdarzyć, że żadne działania nie przywrócą życia naszemu EIN. Wtedy pozostaje nam zwrócić się do sprzedawcy. Odradzam rozbieranie zasilania i własnoręczne grzebanie w środku – to może być ryzykowna zabawa.
6. E-papierosy a prawo
Żyjemy w świecie regulowanym przez prawo. Także i kwestia e-papierosów jest regulowana odpowiednimi przepisami. Nie zawsze tak było – jeszcze kilka lat temu urządzenia te, jak też liquidy, były w zasadzie poza wszelkim prawem. Żadne przepisy nie regulowały kwestii ich sprzedaży/zakupu czy też używania. Sytuacja w Unii Europejskiej zaczęła się zmieniać, gdy podjęto prace nad nowelizacją istniejącej już od dawna dyrektywy tytoniowej (TPD – Tobacco Products Directive). Po długich bataliach weszła ona w życie w 2014 roku. Przepisy unijne zobowiązują państwa członkowskie do dostosowania prawa wewnętrznego do wszelkich dyrektyw. Tak też było z TPD. Po wielu sejmowych bataliach 22 lipca 2016 uchwalono ustawę „o zmianie ustawy o ochronie zdrowia przed następstwami używania tytoniu i wyrobów tytoniowych”. Zaczęła ona obowiązywać we wrześniu 2016, a niektóre przepisy w maju 2017. Pomimo tego, że tak naprawdę ani e-papieros ani liquid nie jest wyrobem tytoniowym, zostały one włączone do ustawy. Co to oznacza dla użytkowników tych urządzeń? Używanie e-papierosów podlega dokładnie takim samym zakazom, jak palenie tytoniu. Trzeba o tym pamiętać, aby nie narazić się na mndaty czy grzywny. Zakazano sprzedaży urządzeń osobom małoletnim (to akurat można zrozumieć). Ale też nie ma już swobody chmurzenia w restauracjach i pubach, a w zakładach pracy wolno ich używać tylko w palarniach. Czyli – porzuciwszy dym tytoniowy zostaliśmy wepchnięci do pomieszczeń pełnych tego dymu, ale to już raczej temat polityczny, a tych będę tutaj unikał. Pamiętajcie też, że nie wolno używać e-papierosów w pojazdach komunikacji publicznej (tramwaje, autobusy, pociągi, samoloty itp.), ale też na przystankach autobusowych/tramwajowych.
Drugą bardzo istotną kwestią jest to, że zakazano całkowicie sprzedaży zdalnej, w tym przez internet. Tutaj dyrektywa tego nie nakazywała – to była lokalna idea polskich prawodawców. Dotyczy to także kupna urządzeń za granicą (np. na popularnych portalach chińskich). Moja prywatna rada – nie próbujcie tego robić. Jeden czy drugi zakup może się udać, ale w przypadku, gdy urząd celny przechwyci przesyłkę, będziemy musieli zapłacić za jej odesłanie albo utylizację.
Ustawowym ograniczeniom podlegają też same urządzenia. Importer czy producent musi zgłosić je formalnie, a na rynek będzie mógł je wprowadzić dopiero po pół roku od zgłoszenia. Mówiąc w skrócie – odcięto użytkowników od nowości rynkowych, a to bardzo smutna sprawa, ponieważ konstrukcje ewoluują nadal bardzo szybko. Co więcej – nie spotkacie w przestrzeni publicznej reklamy e-papierosów, ponieważ ona też została zakazana. Niestety, zakazane nawet jest informowanie o różnicach pomiędzy składem dymu tytoniowego i aerozolu z e-papierosa. Moim osobistym zdaniem jest to poważny błąd ustawodawców, ponieważ każdy człowiek powinien mieć swobodny dostęp do rzetelnej wiedzy. Tylko wtedy można podjąć świadomą decyzję o tym, czy chcemy porzucić palenie tytoniu na rzecz alternatywnej formy, czyli chmurzenia.
Ale cóż, dura lex sed lex. Dlatego zachęcam do czytania moich tekstów i dzielenia się nimi z innymi. To na razie nie jest zakazane.
7. E-papierosy a zdrowie
Zacznę od rzeczy najważniejszych: jeśli ktoś mówi wam, że e-papierosy są zdrowe, mija się z prawdą. Zdrowe jest oddychanie świeżym powietrzem. To, co wdychamy używając e-papierosa, może być najwyżej mniej szkodliwe. Na ile mniej? Jeszcze kilka lat temu odpowiedź na to pytanie nie była prosta. Brak było jednoznacznych wyników badań. Dziś sytuacja jest już znacznie bardziej klarowna – wiemy, że aerozol generowany przez e-papierosa jest co najmniej kilkadziesiąt razy mniej szkodliwy niż dym tytoniowy. Raport brytyjskiej organizacji Public Health England przygotowany na zlecenie rządu Wielkiej Brytanii przez zespół wybitnych naukowców zajmujących się tymi tematami powstał na bazie setek oficjalnych publikacji naukowych, określa szkodliwość aerozolu na mniej niż 5% w stosunku szkodliwości dymu tytoniowego (czyli – wapowanie jest 20 razy mniej szkodliwe niż palenie). Warto wiedzieć, że są to szacunki bardzo zachowawcze. Prawdopodobnie szkodliwość jest jeszcze mniejsza, ale musimy poczekać na kolejne wyniki.
Bardzo istotną sprawą jest to, że jeden z istotnych składników liquidu – nikotyna, wbrew powszechnemu mniemaniu, nie jest substancją rakotwórczą. Owszem, w aerozolu występują pewne substancje, które są uznawane za rakotwórcze (jak np. formaldehyd), ale ich stężenie jest bardzo niskie, dalece niższe niż uznawane za niebezpieczne. O niektórych z tych związków jeszcze napiszę w dalszej części tego poradnika.Warto też poruszyć jeszcze jedną kwestię. Osoba paląca tytoń truje nie tylko siebie, ale też osoby znajdujące się w najbliższym otoczeniu. Jest to tzw. palenie bierne, szczególnie niebezpieczne dla dzieci i kobiet ciężarnych. Tzw. strumień boczny, wydobywający się z zapalonego papierosa, nawet w danym momencie nieużywanego zawiera wiele niebezpiecznych związków chemicznych, przy czym niektóre z nich są tam obecne w stężeniach większych niż w dymie wdychanym przez palacza. W przypadku e-papierosa problem strumienia bocznego po prostu nie istnieje. Urządzenie to odłożone na stół nie działa, a więc nie emituje żadnych związków, w tym oczywiście też tych niebezpiecznych. Sama chmurka wydychana przez użytkownika EIN także praktycznie nie zawiera żadnych niebezpiecznych chemikaliów.
Reasumując – choć wdychanie aerozolu z e-papierosa nie jest całkowicie nieszkodliwe, w porównaniu z paleniem tytoniu jest zdecydowanie mniej niebezpieczne.
Przy okazji tematu zdrowia chciałbym poruszyć jeszcze jedną kwestię – działań niepożądanych. Z moich wieloletnich obserwacji wynika, że na szczęście spotyka się je dość rzadko. Niektórzy chmurzący zauważają w początkowym okresie drapanie w gardle. Dość łatwo można to wyjaśnić – zarówno gliceryna, jak też glikol to substancje pochłaniające wodę, a więc powodujące pewne wysuszanie błony śluzowej. W takim przypadku należy po prostu częściej zwilżać gardło. Pomaga też jednoczesne żucie gumy, jeśli ktoś lubi. Organizm dość szybko się przyzwyczaja i problem ten znika.
Zdarza się czasem, że w efekcie chmurzenia mamy podwyższone tętno lub zaczyna nas boleć głowa. Tego typu objaw najczęściej oznacza, że albo mamy zbyt wysokie stężenie nikotyny w liquidzie, albo też zaciągaliśmy się bez opamiętania i przesadziliśmy z dawką. Należy wtedy odłożyć EIN i poczekać, aż wszystko się uspokoi. To akurat jest sprawa odwracalna. Poważne zatrucia nikotyną w trakcie chmurzenia nie były obserwowane. Dość rzadkie przypadki dotyczą lekkich reakcji alergicznych – najczęściej na jakieś składniki aromatów. W takim przypadku zwykle pomaga zmiana liquidu na jakiś inny.
Podsumowując: przypadki działań niepożądanych zdarzają się bardzo rzadko, ale warto obserwować swój organizm, aby nie mieć kłopotów.
Aha, i jeszcze jedna sprawa: wielu ludzi, którzy przestali palić tytoń i przerzucili się na e-papierosy dopada kaszel, czasem dość męczący. Tego akurat nie można zaliczyć do działań niepożądanych spowodowanych EIN. Bardzo podobne objawy ma sporo osób, które rzucają palenie bez żadnego wspomagania. To jest efekt oczyszczania się dróg oddechowych z całej masy rozmaitych substancji zalegających w oskrzelach, oskrzelikach i innych miejscach. W zależności od tego, jak długo ktoś palił oraz od samego organizmu taki kaszel może potrwać kilka dni, ale nawet kilka tygodni. Potem zniknie i nie wróci, jeśli konsekwentnie będziemy się trzymali z dala od palenia tytoniu.
Do tematów związanych ze zdrowiem będę w poradniku wracał niejeden raz, bo są one bardzo istotne.
8. Czystość, higiena, bezpieczeństwo
Nikogo chyba nie trzeba przekonywać, że higiena i czystość to istotne sprawy w życiu człowieka. Dokładnie tak samo jest w przypadku e-papierosów, choć z praktyki wiem, że wielu ludzi całkowicie o tym zapomina. Dlatego też chciałbym przedstawić kilka istotnych zasad, których trzeba przestrzegać będąc waperem.
Pierwsza rzecz, o której trzeba pamiętać, to trzymanie sprzętu i liquidów poza zasięgiem dzieci i zwierząt domowych. Jeśli używamy e-papierosa, niech on znajduje się w zasięgu wzroku. Nie zostawiajmy go byle gdzie. Szczególną opieką trzeba otoczyć liquidy. Zapas trzymajmy w jakiejś zamykanej szafce albo wysoko na półce, tak aby ciekawskie dzieciaki nie były w stanie się do nich dobrać. Jeśli uzupełniamy liquid w parowniku, otwierajmy go tylko na czas napełniania, a potem zaraz zamykajmy butelkę i odstawiajmy daleko. Owszem, butelki z mocy prawa są wyposażone w zamknięcia uniemożliwiające ich otwarcie dzieciom, ale maluchy potrafią taką małą buteleczkę nawet przegryźć, a to już może być dla nich naprawdę niebezpieczne. To nie jest ot takie straszenie – znany jest co najmniej jeden przypadek, gdy niespełna dwuletnie dziecko w USA dobrało się do pozostawionej na niskim stoliku otwartej(!) butelki z liquidem. Zatrucie było śmiertelne. Jest też co najmniej kilka zarejestrowanych przypadków, gdy odłożoną byle gdzie buteleczkę zabrał i przegryzł pies. Efekt był podobny.
Trzeba też dbać o higienę ustnika e-papierosa. Każdy z waperów dość szybko zauważa, że ta część dość szybko się brudzi, bo łapie z powietrza kurz i inne zanieczyszczenia. Ponieważ najczęściej ustnik można zdemontować, warto choćby raz na 2-3 dni po prostu go umyć w ciepłej wodzie i wysuszyć chusteczką papierową lub innym papierem chłonnym. Raz na jakiś czas należy ustnik zdezynfekować. Najbardziej efektywnie działa tutaj oczywiście spirytus spożywczy, ale można też użyć wódki czy nawet whisky (choć trochę szkoda). Uprzedzam – mowa wyłącznie o spirytusie spożywczym. Absolutnie nie należy używać do tego celu spirytusu salicylowego czy też kamforowego, ani też stosowanego czasem w elektronice izopropanolu. Przecieranie piwem czy winem też nic nie da, bo zawiera ono za mało alkoholu i nie ma właściwości dezynfekcyjnych.
Jeśli już mowa o bezpieczeństwie, trzeba też zadbać o akumulatory. Jeśli w e-papierosie mamy akumulator wymienny, za każdym razem przed ładowaniem przyjrzyjmy się, czy nie widać jakichś uszkodzeń osłony izolacyjnej czy też wycieków. Takie akumulatory trzeba wycofać z użytku i pozbyć się ich zgodnie z przepisami. Pamiętajmy też, aby używać wyłącznie dobrych, sprawnych ładowarek. Ładowanie akumulatorów najlepiej jest przeprowadzać, gdy jesteśmy w domu. Nie zostawiajmy ich bez nadzoru.
I jeszcze jedna bardzo ważna sprawa. Jeśli nosimy z sobą zapasowe akumulatory, nie wolno ich nosić luzem. W takim przypadku ryzykujemy zwarcie, skutkujące bardzo szybką eksplozją. I tutaj też nie piszę tego ot tak sobie – znanych są już niestety dziesiątki przypadków takich eksplozji, np. w kieszeni spodni. Efekty są często dramatyczne – bez problemu można na YouTube wyszukać filmy demonstrujące takie wypadki. W wielu sklepach ze sprzętem można za niewielkie pieniądze kupić specjalne silikonowe lub plastikowe osłony na akumulatory – zabezpieczone w taki sposób mogą być bez problemów przenoszone.
Jeśli nie mamy specjalnego opakowania, wystarczy oczywiście dowolne plastikowe pudełko w miarę dopasowane do wymiarów akumulatora.
Powyższe rady warto sobie dobrze zapamiętać, ponieważ zdecydowanie zwiększają wasze bezpieczeństwo.
9. Co warto wiedzieć o liquidach
Sam e-papieros to tylko urządzenie, którego jedynym zadaniem jest przetworzenie liquidu na aerozol, który następnie jest wdychany przez użytkownika. Na nic nam się nie przyda, jeśli nie będzie mu towarzyszył odpowiedni liquid.
Ponieważ praktycznie wszyscy waperzy palili tytoń po to, aby dostarczyć swojemu organizmowi podstawowego związku, nikotyny, jest ona istotnym składnikiem większości liquidów. Na rynku możemy też spotkać płyny, które nie zawierają tego związku. W tym przypadku mówimy o nich „zerówki”. Nikotyna nie jest głównym składnikiem liquidu – zazwyczaj jej stężenie wynosi poniżej 20 mg/ml, co odpowiada mniej więcej stężeniu 2%. Czym więc jest to pozostałe 98%? Jest to przede wszystkim tzw. nośnik, którego zadaniem jest generowanie aerozolu, który potem możemy zobaczyć jako chmurkę wydychaną przez wapera. Zazwyczaj nośnikiem jest jeden z dwóch związków – gliceryna (czyli mówiąc naukowo: glicerol albo propanotriol, oznaczany często jako VG – vegetable glycerin – gliceryna roślinna) lub glikol propylenowy (znany pod skrótem PG – propylene glycol). Najczęściej możemy jednak spotkać mieszaninę obu tych związków. Zwykle na samym opakowaniu podane są proporcje, w jakich zmieszano nośnik. I tutaj mój komentarz praktyczny: jeśli zależy Ci na wyrazistym smaku, a mniej na ilości generowanej chmury, wybieraj liquidy z większą zawartością PG. Jeśli jednak lubisz widzieć sporą chmurkę, ale za cenę pewnego spłaszczenia smaku i słodkiego posmaku, kupuj liquidy o większej zawartości VG. Jeśli nie bardzo wiesz, na co się zdecydować, poszukaj płynu, w którym nośnik będzie składał się z równych ilości tych związków. Najczęściej można spotkać wtedy oznaczenie PG/VG 50/50. Oba związki nośnika różnią się znacząco lepkością (nieprawidłowo zwaną gęstością) – im więcej VG w płynie, tym większa lepkość, a co za tym idzie utrudniony nieco transport z pojemnika do grzałki.
Oczywiście liquidy mają najczęściej jakiś smak, dlatego też w składzie pojawiają się aromaty. Niektórzy producenci/dystrybutorzy wymieniają czasami listę związków, z których składają się aromaty, ale tak naprawdę początkujący waper nie musi się w nią wczytywać. Dodam, że zaawansowani też raczej nie przejmują się tym składem, może on być interesujący dla chemików. Ilość aromatów w liquidzie może być bardzo różna – od ułamków procenta aż do kilkunastu procent.
Co jeszcze może znajdować się w liquidzie? Czasami po to, aby zmniejszyć lepkość płynu, producenci dodają niewielkiej ilości wody (do kilku %) lub też alkoholu (tak, spirytusu spożywczego, ale jego ilość jest zwykle niższa niż 1%). I to w zasadzie wszystko. Tak naprawdę nie ma powodu, aby dodawać tam cokolwiek innego.
Niektórzy dystrybutorzy kuszą niezwykłymi liquidami prozdrowotnymi – zawierającymi np. witaminy, koenzym Q i inne podobne substancje. Moja rada weterana chmurzenia i chemika: omijajcie je szerokim łukiem. Większość witamin i tak ulegnie bardzo szybkiemu rozkładowi w temperaturze, jaka panuje na grzałce i delikwent będzie wdychał produkty ich rozkładu – a te na pewno nie są zdrowe. Za jakiś czas napiszę o tym nieco więcej.
10. Shoty i premiksy – co to takiego?
Jeszcze do niedawna sklepy dla chmurzących oferowały rozmaite liquidy o różnych smakach i mocach oraz – dla zainteresowanych mieszaniem – roztwory nikotyny, aromaty oraz VG i PG. To się zmieniło od chwili, gdy w życie weszła ustawa implementująca dyrektywę tytoniową. Zniknęły przede wszystkim większe niż 10 ml opakowania baz nikotynowych, co było najbardziej dotkliwe dla wszystkich, którzy lubili sami komponować swoje mieszanki. Producenci i dystrybutorzy zareagowali na to w ten sposób, że oferują teraz (poza oczywiście już wcześniej sprzedawanymi liquidami) tzw. shoty i premiksy. Pomysł polega na tym, że użytkownik kupuje sobie opakowanie premiksu o żądanym smaku i sam sobie je uzupełnia shotem, czyli roztworem nikotyny o wybranym stężeniu. Opakowania premiksu mają pojemność od 30 ml do 100 ml, przy czym wewnątrz tego pierwszego znajduje się 20 ml płynu (beznikotynowego), a w drugim przypadku jest to 50 ml. Aby uzyskać odpowiedni liquid, uzupełniamy pojemnik wlewając do niego zawartość butelki z shotem. Oczywiście ilość aromatu w premiksie jest tak skalkulowana, że odpowiedni smak uzyskamy dopiero po rozcieńczeniu – jest on bowiem tam obecny w większym stężeniu niż w odpowiednim liquidzie.
Ktoś może spytać: no ale jaki to ma sens, skoro można kupić gotowy liquid? Owszem, można, ale liquidy nikotynowe mogą być sprzedawane wyłącznie w pojemnikach, których pojemność nie przekracza 10 ml. Premiksy z definicji nie podlegają temu ograniczeniu, bo nie podpadają pod przepisy ustawy. Musimy sobie oczywiście zdawać sprawę, że w takiej sytuacji będziemy mieli ograniczenie stężenia nikotyny w produkowanym płynie. Jeśli dolewany shot będzie miał moc 18 mg/ml (to dziś maksymalne stężenie dostępne na rynku), to po zmieszaniu z premiksem uzyskamy moc 6 mg/ml. Z moich obserwacji wynika, że dla wielu użytkowników bywa to moc wystarczająca, choć jednak początkujący zwykle potrzebują znacznie większej mocy, nierzadko sięgającej właśnie 18 mg/ml. W takiej sytuacji oczywiście są oni skazani na gotowe liquidy o dużej mocy.
Shoty i premiksy mają jak najbardziej sens w sytuacji, w której sami zaczynamy przygodę z mieszaniem. Jeśli się okaże, że 6 mg/ml to zbyt duża moc, możemy np. do buteleczki z premiksem dodać połowę shota (czyli 5 ml), a resztę dopełnić czystym glikolem czy gliceryną. Na pewno takie działanie pozwoli nam zaoszczędzić nieco pieniędzy. Jeszcze jedna drobna uwaga – mieszanie shota i premiksu daje nam roztwór, który powinien się nieco przegryźć. I tu nie ma jednej stałej reguły – czasem wystarczy kwadrans, a czasem dobry smak powstaje dopiero po kilku czy nawet kilkunastu dniach. Zachęcam więc do eksperymentowania.
W kolejnych odcinkach poradnika omówię trochę bardziej szczegółowo najistotniejsze składniki liquidów/shotów/premiksów. Co prawda ta wiedza nie jest niezbędna dla waperów, ale trochę wiadomości jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
11. Nikotyna
Rzadko który związek chemiczny budzi aż tak skrajne emocje. Myślę, że warto chociaż trochę go poznać, a przy okazji obalić pewne mity. Najpierw kilka prostych informacji chemicznych. Nikotyna to związek należący do grupy alkaloidów. Jest to olbrzymia klasa związków organicznych, w których strukturze znajdują się atomy węgla, wodoru i azotu. Wszystkie alkaloidy oddziałują mniej lub bardziej na układ nerwowy człowieka. Część z nich jest śmiertelnie niebezpieczna, ale są też takie, bez których ludzie nie wyobrażają sobie życia, takie jak kofeina (zawarta m.in. w kawie i herbacie) czy teobromina, którą spotkamy w kakao i czekoladzie.
Wróćmy jednak do mitów. Pierwszym z nich i chyba najbardziej rozpowszechnionym jest rakotwórczość. Popytajcie wśród rodziny i znajomych, co wiedzą o rakotwórczości nikotyny. Sporo z nich na pewno powie, że oczywiście jest to związek rakotwórczy, ponieważ społeczeństwo milcząco stawia znak równości pomiędzy nikotyną a tytoniem, a konkretnie paleniem tytoniu. Nic bardziej mylnego – pomimo wielu lat dociekań i wielu setek prac badawczych nie udało się wykazać, że nikotyna ma działanie rakotwórcze. Powtórzę – nikotyna dla człowieka NIE JEST RAKOTWÓRCZA.
Drugim mitem jest to, że nikotyna szybko i silnie uzależnia. W niektórych źródłach jej moc uzależniającą porównuje się nawet do heroiny. Owszem, do palenia tytoniu człowiek przyzwyczaja się bardzo szybko (sam dobrze o tym wiem), ale tutaj istotną sprawą jest fakt, że w papierosie nikotynie towarzyszą związki, które określa się naukowo jako inhibitory monoaminooksydazy (inhibitory MAO). I to właśnie one są odpowiedzialne za potencjał uzależniający nikotyny. Jeśli ich nie ma, nikotyna praktycznie nie uzależnia. Potwierdzają to badania, w których nikotyna była dostarczana w formie wolnej od inhibitorów MAO (np. plastry czy gumy nikotynowe). U osób badanych nie stwierdzono występowania np. syndromu odstawienia. Jeśli rzucicie okiem na blog na tej stronie, zobaczycie, że coraz częściej można spotkać wyniki badań nad nikotyną naprawdę terapeutyczną – w rozmaitych schorzeniach neurodegeneratywnych.
Jest jeszcze trzeci mit, o którym chcę napisać. To dawka śmiertelna nikotyny. Przez ponad sto lat uważano, że dla człowieka zabójcza jest dawka ok. 60 mg czystej nikotyny (dla dziecka zaledwie połowa tej wartości). Rejestrowano jednak przypadki zatruć znacznie większymi dawkami, po których ludzie wracali do zdrowia bez większych konsekwencji. Austriacki toksykolog i farmakolog, prof. Bernd Mayer z uniwersytetu w Grazu opublikował w 2014 r. pracę, w której stwierdza, że ta wartość jest zdecydowanie zaniżona, a szacowana dawka śmiertelna powinna wynosić co najmniej 10 razy więcej. Warto wiedzieć (nie próbujcie tego w domu!), że połknięcie nawet niewielkiej ilości roztworu nikotyny dość szybko wywołuje odruch wymiotny. Organizm w sposób naturalny próbuje się jej pozbyć, dlatego śmiertelne zatrucia nikotyną zdarzają się niezmiernie rzadko. Niemniej oczywiście trzeba dbać o to, aby liquidy nie znajdowały się NIGDY w zasięgu dzieci oraz zwierząt domowych – dla nich nawet niewielkie dawki mogą okazać się zabójcze.
I jeszcze jedna sprawa na koniec: czasami można znaleźć oferty sprzedaży 100% nikotyny czy też innych stężonych roztworów. Nie kupujcie tego! Praca ze 100% nikotyną jest tylko dla zawodowców. Amator może zrobić sobie dużą krzywdę. Wszelkie oszczędności finansowe w tej kwestii są pozorne. W sprzedaży w Polsce możemy dostać bazę nikotynową (roztwór nikotyny w glikolu, glicerynie lub mieszaninie tych dwóch związków) o mocy maksymalnej 20 mg/ml (czyli mniej więcej 2% – 50 razy mniej niż nikotyna nierozcieńczona!). Mieszając taki roztwór z PG/VG i aromatami możemy uzyskać w zasadzie dowolną potrzebną moc liquidu.
12. Gliceryna (VG) i glikol propylenowy (PG)
Te dwa związki omówię razem. Oba są składnikami nośnika w liquidach, ale także należą do tej samej klasy związków chemicznych. Gliceryna (formalnie glicerol albo propano-1,2,3-triol) jest bardzo popularnym związkiem, alkoholem trójwodorotlenowym, spotykanym w przemyśle spożywczym i kosmetycznym. Najczęściej przez waperów nazywana jest gliceryną roślinną i faktycznie otrzymuje się ją z roślin, choć nie bezpośrednio. Tak naprawdę jest to produkt uboczny chemicznego rozkładu trójglicerydów, występujących w roślinach oleistych. Gliceryna w postaci czystej jest przezroczystą, dość słodką cieczą o dużej lepkości. Ta, którą można kupić w aptece zawiera ok. 14% wody, dzięki czemu znacznie łatwiej można ją wydobywać z pojemników. Ponieważ gliceryna jest substancją higroskopijną (chłonącą wodę), jest cennym składnikiem liquidu, ponieważ aerozol generowany z niej jest dość gęsty, a uzyskiwana chmurka wyrazista. Z drugiej strony trzeba dodać, że liquidy zawierające duże ilości gliceryny mają zwykle trochę słodkawy posmak, a poza tym związek ten „spłaszcza” smak i czyni go mniej wyrazistym.
Glikol propylenowy to także związek z grupy alkoholi (formalna nazwa: propano-1,2-diol), od gliceryny różni go brak jednej grupy wodorotlenowej (OH). Ma zdecydowanie mniejszą lepkość od gliceryny, jego smak jest tylko delikatnie słodki. Też jest związkiem higroskopijnym, ale znacznie mniej niż gliceryna. Otrzymywany jest wyłącznie syntetycznie, nie występuje w naturze. Stosuje się go w przemyśle spożywczym jako środek konserwujący oraz emulgator. Jest także stosowany w przemyśle farmaceutycznym jako nośnik, oraz w przemyśle kosmetycznym jako składnik past do zębów, płynów do ust i innych środków higienicznych. To jeden z nielicznych związków, który był badany jako nośnik do tworzenia leków w aerozolu – wykorzystuje się go nawet w sprayach używanych po przeszczepieniu płuc.
UWAGA! Należy pamiętać, że jest bardzo istotna różnica pomiędzy glikolem propylenowym, który jest nieszkodliwy dla zdrowia, a glikolem ETYLENOWYM, który jest związkiem toksycznym. Tego drugiego absolutnie nie należy używać do tworzenia liquidów. Pamiętajcie, że domowym sposobem nie da się tych dwóch glikoli rozróżnić (podobnie jak etanolu i metanolu). Warto też pamiętać, że używany w liquidach glikol propylenowy jest niebezpieczny dla kotów, a także, choć w znacznie mniejszym stopniu, dla psów. Wynika to z tego, że glikol propylenowy powoduje tworzenie się w erytrocytach krwi tzw. ciałek Heinza, czyli – mówiąc popularnie – wytrąconej hemoglobiny. Z tego właśnie powodu zaprzestano stosowania glikolu propylenowego w rozmaitych karmach dla kotów.
Obecnie bardzo rzadko spotyka się liquidy, w których jako jeden z nośników stosuje się jeszcze inny związek – glikol polietylenowy (PEG, zwykle w odmianie PEG-400). Ma on dość podobne właściwości (i zastosowania) do PG, ale ze względu na wyższą cenę nie stał się specjalnie popularny. Warto wiedzieć, że zarówno glikol jak i gliceryna mieszają się zarówno z wodą, jak też z sobą – w dowolnych proporcjach. Dlatego też można przygotować mieszaniny o dowolnym stężeniu obu składników.
Na koniec jeszcze jedna uwaga – lepkość (czasem popularnie, choć błędnie zwana gęstością) gliceryny dość mocno rośnie w miarę spadku temperatury. Jeśli więc przyjdzie nam używać liquidów zimą, w czasie silnych mrozów, warto wybierać takie, w których zawartość gliceryny jest niska (lub zerowa). Pozwoli to na uniknięcie problemów z transportem płynu na grzałkę. Ale na temat używania EIN zimą też w stosownym czasie napiszę.
13. Aromaty
Co prawda niektórzy waperzy używają tylko roztworu nikotyny w nośniku, a więc ograniczają do absolutnego minimum liczbę składników w płynie, jednak zdecydowana większość lubi, aby wdychana chmurka miała jakiś smak. Za zapotrzebowanie użytkowników odpowiadają dystrybutorzy, przygotowując coraz to nowe mieszanki, a liczba oferowanych smaków sięga tysięcy. Oczywiście bardzo popularne są aromaty typowo tytoniowe, choć uprzedzam, że nazwy smaków nawiązujące do popularnych marek papierosów najczęściej są mylące. Bardzo trudne, czy wręcz niemożliwe jest odtworzenie konkretnego smaku papierosów tradycyjnych. Jak śpiewał Bułat Okudżawa: co było, nie wróci i szaty rozdzierać by próżno. Musicie po prostu znaleźć swoje nowe smaki. Nieco łatwiej jest dawnym miłośnikom papierosów mentolowych. Tutaj sprawa jest względnie prosta, ponieważ w liquidach stosowany jest dokładnie ten sam związek, co w papierosach konwencjonalnych – mentol. A jeśli ktoś chciałby odkrywać krainę smaków, ma do dyspozycji wiele możliwości. Sklepy oferują smaki owocowe, deserowe, kawowe, a nawet dość zaskakujące. Już wiele lat temu spotkałem liquidy o smaku pieczonego kurczaka czy też bekonu. Nie odważyłem się ich osobiście spróbować, ale zapach w pobliżu wapera był naprawdę łudząco podobny do prawdziwego kurczaka i boczku.
Skąd się biorą te wszystkie smaki? Tu akurat wykorzystuje się wiedzę znaną już od lat. Wiele powszechnie używanych aromatów stanowią te, które od dawna stosowane są w przemyśle spożywczym. Zwykle jest to mieszanina konkretnych związków organicznych, głównie estrów. Jeśli ktoś chciałby jednak kupić sobie aromat spożywczy, aby domieszać go do liquidu czy też do bazy nikotynowej, musi koniecznie przyjrzeć się składowi umieszczonemu na opakowaniu. Wiele aromatów typowo spożywczych ma w składzie olej roślinny. Tego typu produkty należy z założenia odrzucić. Grzałki w EIN nie znoszą oleju, nawet w niewielkich ilościach. Jeśli jednak przyjrzymy się temu, co leży na półkach w sklepach spożywczych, zauważymy, że w składzie niektórych kuchennych aromatów wymieniony jest glikol propylenowy. Tak, to jest dokładnie ten sam glikol, który jest nośnikiem w liquidach. Najczęściej obok znajdziemy też symbol E1520. Tego typu aromaty możemy użyć do eksperymentów ze smakami, ale osobiście radzę takie doświadczenia prowadzić dopiero wtedy, gdy wyjdziemy już ze wstępnego etapu nauki chmurzenia.
Uwaga: jeśli ktoś trafi na sklep oferujący aromaty spożywcze, warto naprawdę dokładnie przyjrzeć się składowi. Czasem w takich aromatach stosuje się jako nośnik związki inne niż PG. Jeśli więc znajdziecie tam dwuacetyl (diacetyl), acetoinę czy też acetylopropionyl, nie kupujcie takich produktów. Te trzy związki są dopuszczalne tylko w aromatach typowo spożywczych przeznaczonych do produkcji czegoś, co będzie się jeść. Istnieją jednak badania, pokazujące ich potencjalną szkodliwość w przypadku wdychania. Wyniki nie są jednoznaczne, ale bezpieczniej jest nie narażać się niepotrzebnie.
I jeszcze jedna bardzo ważna kwestia. Praktycznie żadne z aromatów stosowanych na rynku nie były badane pod względem ich oddziaływania w trakcie wdychania. To, co można bez problemu zjeść, niekoniecznie będzie nieszkodliwe dla delikatnych dróg oddechowych. Używacie aromatów na własne ryzyko i musicie sobie z tego zdawać sprawę.
14. Składniki niepożądane w liquidach
Tak naprawdę do tego, aby zrobić liquid nikotynowy, wystarczą dwa składniki: wspomniana nikotyna oraz nośnik. Zwykle jednak spotykamy w składzie także substancje aromatyzujące, będące mieszaninami kilku lub więcej. Większość chmurzących uważa bowiem, że liquid powinien mieć jakiś smak. Te wszystkie składniki (nikotyna, PG oraz ewentualnie VG) można uznać za niezbędne. Czasami jednak możecie się spotkać z bardziej egzotycznymi liquidami. Producenci wpadli na dość szalony pomysł, aby dodawać do nich np. witaminy, kofeinę, taurynę, czy też koenzym Q. W opisach znajdziecie informacje, jak cudowne są właściwości takich płynów. Powiedzmy szczerze – nikt nigdy tego nie badał, ani też nikt nie kontroluje, czy te dodatkowe składniki naprawdę znajdują się w liquidzie. To jest typowy, dość prymitywny chwyt marketingowy, ale czasami użytkownicy się na to dają nabrać.
Ale mniejsza o to – istotne jest to, dlaczego ich dodawanie nie ma sensu, a czasem może być nawet szkodliwe. Weźmy na początek witaminy – część z nich (konkretnie A, D, E oraz K) to związki rozpuszczające się tylko w tłuszczach, a nierozpuszczalne w wodzie (ani też w VG i PG). Jeśli ktoś chce dodać taki składnik do liquidu, musi go najpierw rozpuścić w jakimś oleju. A olej to zabójca grzałki. Efekt jasny, prawda? Co jednak jest bardziej istotne, większość witamin (a także koenzym Q) nie będą w stanie w postaci niezmienionej przetrwać kontaktu z grzałką, której temperatura wynosi ponad 100 stopni (wiemy przecież, że tego typu leki trzeba przechowywać w temperaturze pokojowej). Związki te bardzo szybko ulegną rozkładowi, a więc nie dość, że nie odczujemy ich dobroczynnego działania, ale też będziemy wdychać produkty chemicznej degradacji, tak naprawdę do końca nieznane.
Ale teraz jaśniejsza strona – w zasadzie nie powinniście się spotkać z liquidami zawierającymi wspomniane dodatki, ponieważ Dyrektywa Tytoniowa, a w ślad za nią polska ustawa zakazały sprzedaży liquidów zawierających te związki. Jeśli ktoś jednak podróżuje po świecie (poza Unią), może spotkać się z takimi ofertami. Moja prywatna rada – trzymajcie się od takich płynów z daleka.
15. Komponowanie własnych mieszanek – podstawy
Każdy początkujący zaczyna od kupowania gotowych liquidów – to jest naturalna sprawa. Większość potem poszukuje swoich smaków, zmienia je, dopasowuje też moc zasilania czy też napięcie. Ale potem przychodzi czas na dalsze eksperymenty. To już jest nieco wyższa szkoła jazdy, ale pierwsze próby można zacząć w zasadzie od razu. Jako chemik z niemal 50-letnim doświadczeniem powiem tak: wszystko jest dla ludzi. Przygotowanie liquidów jest w zasadzie prostsze niż gotowanie. Jedna istotna różnica – tutaj nie liżemy łyżeczek 😉 Praca ze składnikami nie jest specjalnie trudna. Jeśli nie bawimy się w tworzenie wszystkiego od zera, jedynymi czynnościami, które będziecie wykonywać, będzie odmierzanie odpowiednich ilości i mieszanie oraz rozlewanie do pojemniczków. I tu warto przypomnieć podstawowe zasady bezpieczeństwa, które obowiązują w każdym profesjonalnym laboratorium chemicznym.
Po pierwsze: wszelkie czynności związane z mieszaniem wykonujemy na trzeźwo! Jeśli w trakcie imprezy najdzie nas fantazja, spiszmy sobie to, co chcemy mieszać i co uzyskać, ale w żadnym wypadku nie wykonujmy żadnych działań.
Po drugie: jeśli stworzyliście sobie prywatne laboratorium i macie kolekcję pojemników, słoiczków, mieszadełek i pipet, musicie zadbać o to, aby mieć do tego osobną szafkę, najlepiej zamykaną. Tak naprawdę na początek wystarczy jakieś pudełko, gdzie będziecie trzymać swoje skarby i które możecie odkładać w jakieś osobne miejsce. W żadnym wypadku nie mogą do tego wszystkiego mieć dostępu dzieci.
Po trzecie: stare łacińskie powiedzenie głosi festina lente, czyli „spiesz się powoli” (jest też polskie powiedzenie: gdy się człowiek śpieszy, to się diabeł cieszy). Jeśli zamierzacie zabrać się za seans „alchemiczny”, zarezerwujcie sobie odpowiednią ilość czasu. Tego typu działania wymagają rozwagi. Generalnie nic nie da się zrobić w kilka minut, potraktujcie to jak hobby, które wymaga czasu.
Po czwarte: laboratorium to miejsce, do którego nie mają wstępu małe dzieci i zwierzaki, bo mogą sobie zrobić krzywdę. Dlatego też zasada jest prosta – w czasie, gdy pracujemy, nie dopuszczamy dzieciaków. I w żadnym wypadku nie zostawiamy sprzętu bez nadzoru.
Po piąte: czystość, czystość, czystość. Musi być co najmniej taka, jak w kuchni, a nawet jeszcze lepsza. Sanepid do was nie przyjdzie, ale liquidy będziecie potem inhalować. Miejcie to na uwadze zawsze, gdy cokolwiek odmierzacie czy mieszacie.
Jakiś czas temu przygotowałem kilkuodcinkowy poradnik dla chcących mieszać własne liquidy – jeśli ktoś chce, niech zajrzy na mój drugi blog. Pierwszy odcinek jest tutaj.
16. Tworzenie własnych mieszanek – rady praktyczne I (obliczenia)
Zanim zaczniecie ćwiczenia praktyczne z mieszania liquidów warto się zastanowić, jaki rodzaj smaku chcecie uzyskać. Sam roztwór nikotyny w glicerynie (VG) czy glikolu propylenowym (PG) jest w zasadzie bez smaku, chociaż w przypadku, gdy macie tam dużo gliceryny, posmak będzie nieco słodkawy. W sklepach specjalistycznych możemy kupić całą gamę aromatów – począwszy od tytoniowych, przez miętowe (tych też jest cala gama), owocowe, aż do całkiem egzotycznych. Tutaj uwaga praktyczna – aromaty produkowane są w bardzo różnych stężeniach. Zazwyczaj na opakowaniu lub ulotce dołączonej do buteleczki znajdziemy informację o tym, jakie jest zalecane optymalne stężenie. Traktujcie te dane jako orientacyjne – to są sugestie a nie nakazy. Na początek proponuję przygotowanie najprostszych mieszanek – do bazy nikotynowej o określonej mocy, która wam pasuje, dodajcie odpowiednią ilość aromatu, zamykacie pojemnik, wytrząsacie i odstawiacie na jakiś czas. O roli czasu będzie w następnym odcinku.
Teraz sprawa istotna – jak to wszystko obliczyć, żeby uzyskać nie tylko dobry smak, ale też właściwą zawartość nikotyny. W zasadzie nie trzeba do tego kończyć studiów chemicznych. Zadania z procentów to poziom szkoły podstawowej, liczy się je bardzo szybko. Ale załóżmy, że szkoda Wam czasu na liczenie. Wtedy możecie pójść drogą na skróty, bo już ładnych kilka lat temu zostały stworzone wygodne kalkulatory do liquidów. Prosty kalkulator można znaleźć tutaj. Tutaj najlepiej jest wybrać w rozwijanym menu opcję 4, reszta nie wymaga chyba wyjaśnień. Trochę bardziej złożony znajdziecie tu. W tym drugim przypadku można nawet orientacyjnie policzyć sobie koszt stworzenia danego liquidu, jeśli ktoś ma ochotę. Pamiętajcie oczywiście o tym, aby wpisać aktualne ceny składników, bo te użyte w kalkulatorze niekoniecznie muszą odpowiadać rzeczywistości.
W sieci znajdziecie bez problemu wiele innych kalkulatorów, w tym także wygodne aplikacje na smartfony. Do wyboru do koloru. Pamiętajcie jednak, że niezależnie od tego, którą wersję wybierzecie, najpierw się z nią zapoznajcie i sprawdźcie czy podajecie prawidłowe dane. Kalkulatory nie poprawią Waszych błędów. Unikajcie też kalkulatorów, które pojawiły się niedawno, ponieważ mogą nie być sprawdzone do końca. Jeśli jednak jakiś wam się naprawdę spodoba, przetestujcie go na wynikach uzyskanych z obliczeń „ręcznych” albo też przy użyciu innego, sprawdzonego kalkulatora.
17. Tworzenie własnych mieszanek – rady praktyczne II (laboratorium)
Opisywałem już wyżej sprzęt, w który warto się zaopatrzyć. Teraz trochę informacji o „laboratorium”. Oczywiście mało kto może sobie pozwolić na luksus stworzenia prawdziwego stałego stanowiska roboczego, dlatego też zakładam, że tworzymy swoiste laboratorium „składane”. I tak naprawdę do wszelkich prac zupełnie wystarczy nam kawałek stołu o rozmiarach 40*50 cm. Bez problemu rozłożymy na nim cały sprzęt w taki sposób, aby mieć swobodny dostęp do wszystkiego. Zobaczcie, jak to wygląda u mnie.
Przykład rozmieszczenia sprzętu na stole laboratoryjnym
1 – baza (pipeta + pojemnik)
2 – rozcieńczalnik (pipeta + pojemnik)
3 – pojemnik na gotowy liquid
4 – aromaty
5 – pojemnik na odpady płynne
6 – ręcznik papierowy
Rozłożenie i zwinięcie takiego stanowiska pracy zajmuje zaledwie kilka minut. Poszukując takiego miejsca musicie pamiętać o kilku zasadniczych sprawach. Po pierwsze, powierzchnia stołu/biurka musi być równa i płaska. Ważne, aby była gładka i dała się łatwo zmywać. Zdarza się bowiem, że coś podczas pracy się wyleje, przewróci się jakaś butelka i wtedy trzeba usunąć nieporządek. Jeśli nie macie takiego stołu, warto się rozejrzeć za czymś w rodzaju dużej kuwety fotograficznej, która bez problemu ochroni każdą powierzchnię. Jeśli przyjrzycie się zdjęciu, zauważycie, że przy każdym z pojemników (1 i 2) są pipety Pasteura. Tak ma być – nie używajmy jednej pipety do wszystkiego. To żelazna zasada laboratoryjna. Dzięki temu nie powodujemy zanieczyszczenia jednych roztworów innymi. I jeszcze jedna ważna zasada: jeśli coś pobraliśmy z pojemnika, nie wlewacie tego z powrotem. Pobieracie pipetą tyle, ile potrzebujecie, i przenosicie do pojemnika, w którym mieszacie. Reszta idzie do śmieci.
Warto gdzieś na podorędziu mieć też jakiś notatnik, w którym będziecie notować ilości poszczególnych składników. Notatnik, a nie luźną kartkę, bo te znikają w jakimś równoległym wszechświecie. Od razu napiszę, że nie warto rozkładać tego wszystkiego tylko po to, aby przygotować jedną buteleczkę 10 ml. Jeśli chcecie popracować, zróbcie sobie jakiś plan i przygotujcie kilka lub kilkanaście mieszanin. Warto pamiętać, że w laboratorium nie mają prawa znaleźć się pojemniki bez oznaczeń (nie licząc pustych nowych butelek). Zanim zaczniecie mieszać uszykujcie sobie jakieś etykiety, które trzeba nakleić zaraz po skończeniu pracy nad daną próbką. Nie ma specjalnego znaczenia, co jest na etykiecie – ważne aby jednoznacznie opisywała to, co jest w środku. Może tam być wprost napisany skład, moc nikotyny, ale warto też oznaczyć ją datą. Teraz, a nie za chwilę, za kwadrans. Teraz! Gdy już skończycie wasze alchemiczne działania, wypada posprzątać. Teraz, nie za dwie godziny. Przepłukać pipety i odstawić do wysuszenia, przetrzeć stół. Do płukania najlepiej oczywiście używać wody destylowanej czy dejonizowanej, ale w praktyce można zupełnie spokojnie użyć wody przegotowanej i ostudzonej. Dlaczego nie kranówki? Proste – żeby nie pozostały zacieki. Zatruć to nas nie zatruje, ale wygląda mało estetycznie.
I na koniec – festina lente – śpiesz się powoli.
18. Tworzenie własnych mieszanek – rady praktyczne III (mieszanie, likwidacja resztek)
Czy kolejność wlewania składników może mieć znaczenie? Czasami tak. Jeśli np. przygotowujecie liquid używając do rozcieńczania gliceryny, musicie brać pod uwagę to, że ciecz ta ma dość dużą lepkość oraz gęstość. Jeśli więc wlejecie glicerynę na samo dno buteleczki, a dopiero potem dolejecie roztwór bazowy i aromat, zauważycie, że powstają tam co najmniej dwie warstwy. Oczywiście wszystkie te składniki powinny się bez problemu mieszać, ale czasami trwa to bardzo długo. Aby nie mieć z tym problemów, warto do pojemnika nalać najpierw ciecz o mniejszej gęstości i lepkości, a dopiero potem tę gęstszą. Przyspieszy to zdecydowanie utworzenie jednorodnej mieszaniny. Możecie oczywiście próbować zamieszać tworzony e-liquid, pamiętajcie jednak, aby nie używać do tego celu żadnych mieszadełek drewnianych. Unikajcie też raczej metalowych, bo potrafią czasami zareagować z niektórymi składnikami liquidu tworząc barwne chemiczne kompleksy. Najlepsze są pałeczki szklane zwane bagietkami, ale można też używać plastikowych. Inną metodą mieszania jest zamknięcie butelki i wytrząśnięcie jej przez kilkanaście sekund. Niezależnie jednak od tego, czy liquid będzie wstrząśnięty czy mieszany, odstawcie go na jakiś czas zanim będziecie próbować. W przygotowanej mieszaninie często muszą zajść jeszcze dodatkowe reakcje, aby wydobyć ostateczny smak. Na szczęście to dojrzewanie nie trwa tak długo jak w przypadku whisky czy koniaku, ale nawet kilka dni wystarczą, aby efekt był dobry.
Często po skończonej pracy pozostają nam jakieś resztki, których (jak już wspominałem) nie wlewamy z powrotem do pierwotnych pojemników. Jeśli nie są to duże objętości, możemy je spokojnie wylać do kanalizacji, spłukując dokładnie zimną wodą. Jeśli ktoś obawia się, że obecna w roztworach nikotyna może zaszkodzić np. zwierzętom czy roślinom wodnym, może przed pozbyciem się takiego płynu dodać do niego niewielką ilość zwykłego kuchennego octu (10%). Obecny w nim kwas octowy reaguje z nikotyną tworząc sól, która jest zdecydowanie mniej szkodliwa.
UWAGA: przygotowując liquidy często używacie aromatów. Są one najczęściej dość stężonymi roztworami (dlatego dodaje się ich niewiele) będącymi mieszaniną kilku albo nawet kilkudziesięciu rozmaitych związków chemicznych. Uważajcie na nie, bo czasami, choć bardzo rzadko, mogą one wywołać reakcję alergiczną (swędzenie, zaczerwienienie, wysypka, nagły atak kichania). W takiej sytuacji przerwijcie natychmiast pracę, zamknijcie pojemnik z aromatem, a następnie dokładnie umyjcie ręce, a w szczególności te fragmenty ciała, które miały kontakt z aromatem. Nie zaszkodzi też wywietrzyć pomieszczenie. Jeśli wspomniane objawy będą się utrzymywać, zalecam wizytę u lekarza. Bezpieczeństwo przede wszystkim!
19. Tworzenie własnych mieszanek – rady praktyczne IV (czystość odczynników)
Początki własnoręcznego mieszania liquidów zwykle wiążą się z korzystaniem z gotowych surowców kupowanych w sklepach specjalistycznych. W takim przypadku nie musicie się raczej zastanawiać nad ich przydatnością i jakością. Jedyne, co warto zawsze sprawdzić, to data przydatności. Często jednak domowy twórca liquidów korzysta z innych źródeł zaopatrzenia w odczynniki. W takim przypadku warto mieć przynajmniej minimalne pojęcie o tym, jak klasyfikuje się czystość odczynników chemicznych. Spotkałem się wielokrotnie ze stwierdzeniem, że ktoś kupuje odczynnik (np. PG lub VG) oznaczony jako „czysty”, bo… no przecież jest czysty! I to jest dość istotny błąd. Istnieje specjalna klasyfikacja czystości odczynników, która może nam od razu wskazać, czego nie należy kupować, a co będzie dopuszczalne do domowej produkcji. Odczynniki najsłabszej jakości oznaczane są jako te o czystości technicznej (techn.) – mogą one zawierać nawet do 10% rozmaitych innych substancji. Takie chemikalia omijajcie szerokim łukiem. Lepszą jakość mają takie, które są klasyfikowane jako czyste (cz.) – ale one też się nie nadają do waszych celów. Co prawda zawierają one najwyżej 1% zanieczyszczeń, ale niektóre z nich mogą być naprawdę szkodliwe dla zdrowia. Tak więc po te także nie należy sięgać.
Co w takim razie kupować? Jedynymi typowymi odczynnikami, które możecie zaakceptować, są te oznaczone jako czyste do analizy (cz.d.a.). W tym przypadku zanieczyszczeń może być maksymalnie 0,1%, a ponadto sprzedawca na wasze życzenie musi przedstawić wyniki analizy ich składu. Co ważne, robiona jest ona dla każdej wytworzonej partii surowca, więc wiemy, co tam jest w środku. Istnieją jeszcze związki o większej, specjalnej czystości, ale tymi nie zawracajcie sobie głowy. Nie są one zresztą powszechnie dostępne na rynku, a ich ceny mogą szokować.
Powyższe dotyczy typowych odczynników chemicznych. Do produkcji liquidów stosuje się najczęściej inne klasy czystości, zwane farmakopealnymi. Są one bardzo restrykcyjne, ponieważ tego typu surowce stosuje się do produkcji leków. Pojemniki z takimi związkami oznaczane są określeniem „czystość farmakopealna”, któremu czasem towarzyszy oznaczenie według jakiej farmakopei prowadzono badania.
Jakie to są skróty?
USP – Farmakopea USA
BP – Farmakopea Brytyjska
PhEur – Farmakopea Europejska (obowiązuje u nas)
FP VI (czasem FP 6) – Farmakopea Polska, wydanie 6.
Jeśli spotkacie takie oznaczenia na opakowaniach, możecie uznać, że jest to pożądana czystość odczynników – dlatego w przypadku, w którym macie wybór, bierzcie farmakopealne. Warto przy okazji wiedzieć, że czystość farmakopealna dotyczy nie tylko produktów dla ludzi, ale też dla zwierząt. Co ciekawe, często normy dla zwierząt są bardziej restrykcyjne niż dla nas. Piszę o tym, ponieważ w wielu sklepach z produktami dla zwierząt można dostać PG i VG w cenach naprawdę bardzo niskich.
Podsumowując: czytajcie etykiety, bo znajdziecie na nich wiele istotnych informacji.
20. Tworzenie własnych mieszanek – rady praktyczne V (jak naprawić zepsute)
Na samym początku jedna złota reguła, którą powinniście zapamiętać. Przed otwarciem jakiegokolwiek pojemnika, czy to z bazą, rozcieńczalnikiem czy też aromatem, wymieszajcie go przez chwilę. Wystarczy kilka razy dość energicznie potrząsnąć butelką i dopiero potem ją otworzyć. Pozwoli to na ujednolicenie mieszaniny. Teoretycznie nie jest to konieczne np. w przypadku butelki zawierającej tylko PG czy VG, ale na pewno im to nie zaszkodzi. Oczywiście wytrząsamy tylko zamkniętą butelkę. I błagam – żadnego zatykania palcem przy wstrząsaniu, do tego służy zakrętka albo korek. Czystość musi być zachowana. O tym zawsze musicie pamiętać.
Jak już mówimy o czystości, to warto przyjrzeć się efektowi końcowemu mieszania. Popatrzcie dokładnie na stworzony liquid. Powinien być zupełnie klarowny, nie mają prawa pływać w nim jakieś kłaczki czy inna zawiesina. Ciecz nie powinna się też rozwarstwiać. W przypadku zauważenia ciał obcych w płynie, musicie uznać go za stracony i zutylizować. Jeśli natomiast płyn wykazuje rozwarstwienie, spróbujcie zawartość wytrząsnąć i odstawić na jakiś czas. Bywa bowiem tak, że po jakimś czasie wszystko się miesza do końca. Jeśli tak się nie stanie, trudno – trzeba też się go pozbyć. Jeśli odstawiliście sporządzony liquid na jakiś czas, też powinniście mu się przyjrzeć przed nalaniem do zbiorniczka w e-papierosie. Bywa bowiem tak, że w mieszaninie zachodzą jakieś negatywne zmiany – zmienia zdecydowanie barwę, coś się wytrąca czy też rozwarstwia. Takiego liquidu też raczej trzeba się pozbyć.
Czasem otrzymany liquid (jeśli był robiony na bazie gliceryny) sprawia wrażenie zbyt „gęstego”, syropowatego. Nie będzie on wtedy dobrze transportowany na grzałkę, więc trzeba jakoś temu zaradzić. No i tutaj macie dwa wyjścia. Pierwszym jest dodanie do płynu jakiejś ilości glikolu propylenowego. On ma znacznie mniejszą lepkość niż gliceryna, więc powinien zaradzić problemowi. Niestety, rozcieńczanie glikolem spowoduje jednocześnie spadek stężenia nikotyny, jak też rozrzedzi aromat. Dlatego też sugeruję inne rozwiązanie. Doskonałym związkiem, który spowoduje zmniejszenie lepkości jest etanol, czyli, mówiąc popularnie – spirytus. Z praktyki wynika, że na buteleczkę 50 ml wystarczy najczęściej kilka do kilkunastu kropel spirytusu spożywczego, aby uzyskać dobry efekt. Odpada wtedy kwestia zmniejszenia stężenia nikotyny i aromatu.
Czasem z kolei liquid jest zbyt rozrzedzony. W takiej sytuacji „zagęścimy” go dodając gliceryny. Tu niestety nie ma drugiej opcji. Czasem trzeba będzie dodać bazy nikotynowej lub aromatu, aby skompensować straty wynikające z dodawania gliceryny.
I jeszcze raz zaapeluję – miejcie pod ręką jakiś notatnik. Zapisywanie składu oraz innych ważnych informacji nie tylko pomaga w nabieraniu wprawy w przygotowywaniu liquidów, ale może na przyszłość ustrzec przed błędami.
21. Tworzenie własnych mieszanek – rady praktyczne VI (przechowywanie)
Prędzej czy później każdy, kto sam miesza liquidy, zaczyna się zastanawiać nad ich trwałością. Myślę, że warto odnieść się do tego tematu. Zacznijmy od tego, że zarówno składniki do produkcji, jak też gotowe mieszanki powinniście przechowywać w warunkach, które nie są ekstremalne. W zasadzie nie ma przeciwwskazań, aby stały sobie one w dowolnym miejscu (zabezpieczone przed dziećmi i zwierzętami domowymi – to jest żelazna reguła!) w temperaturze pokojowej. Pamiętajcie jednak, żeby nie były one narażone na działanie światła słonecznego. Dlatego też zdecydowanie odradzam trzymanie buteleczek np. na parapecie okiennym. Najlepiej by było, żebyście wygospodarowali sobie jakąś małą szafkę i tam mieli przechowalnię swojego sprzętu i płynów.
Istotną kwestią jest też trwałość. Wszelkie składniki do produkcji liquidów mają na etykiecie wydrukowaną datę przydatności do użycia. I tutaj mamy pierwszą regułę, którą warto zapamiętać. Nazywam ją zasadą najsłabszego ogniwa w łańcuchu. Jeśli mieszamy kilka składników, to mieszanina, którą uzyskamy ma trwałość taką, jaką miał składnik najszybciej tracący ważność. Warto taką informację zapisać na etykiecie uzyskanego liquidu. Oczywiście, podobnie jak w przypadku produktów spożywczych, nie jest tak, że nagle po konkretnym dniu produkt traci swoje właściwości i staje się toksyczny. Każdy zapewne jadł czy pił coś, co już było przeterminowane. Istotne jest to, aby działać rozsądnie. Liquid, który się wam zawieruszył w rogu szafki i leżał tam niezauważony przez 3-4 lata raczej powinien być zutylizowany.
Czasami żywność przechowujemy w lodówce czy zamrażarce. Czy można podobnie postępować z liquidami? Czy to przedłuży ich trwałość? Do pewnego stopnia tak. Już wiele lat temu chemicy zauważyli, że wzrost temperatury o 10 stopni powoduje przyśpieszenie zachodzących reakcji o 2 do 4 razy. Jeśli więc zamiast w temperaturze pokojowej umieścimy liquid w lodówce, obniżamy jego temperaturę o 20 stopni, a więc „psucie” powinno zwolnić 4-16 razy. To oczywiście jest duże przybliżenie, ponieważ tak naprawdę nie były jeszcze prowadzone badania zmian składu liquidów po dłuższym czasie. W niektórych źródłach internetowych można przeczytać, że przechowywanie w lodówce przedłuża trwałość nawet dziesięciokrotnie, czyli np. z jednego roku do 10 lat. To jest oczywista bzdura. Praktycznie można powiedzieć, że przechowując liquid w lodówce możemy przedłużyć jego trwałość o kilka miesięcy. No dobrze, a co z zamrażarką? Osobiście raczej odradzam zamrażanie płynów. Z praktyki wiem, że rozmrożone mogą się rozwarstwiać, co je tak naprawdę dyskwalifikuje. Smak też potrafi się zmienić. Nie warto. I jeszcze jedna bardzo istotna sprawa, związana z bezpieczeństwem. Mało kto ma osobną lodówkę do liquidów. Jeśli zamierzacie przechowywać płyny w ogólnodostępnej lodówce, przygotujmy szczelny pojemnik, w którym będą one przechowywane. Musimy go też w sposób trwały oznaczyć, aby każdy wiedział, co się znajduje w środku.Czasami spotykałem się z pytaniami o to, czy płyny beznikotynowe (tzw. zerówki) są bardziej czy mniej trwałe. Zwykle mniej, ponieważ nikotyna jest związkiem zabijającym drobnoustroje, ale to też nie musi być regułą. Wiadomo jednak, że z kolei gliceryna bywa pożywką dla bakterii, w przeciwieństwie do glikolu propylenowego, który jest związkiem bakteriostatycznym.
22. Chmurzenie zimą
Używanie e-papierosów od wiosny do późnej jesieni nie jest specjalnie kłopotliwe. Zalewamy sprzęt liquidem i chmurzymy. Proste. Bywa jednak, że przychodzi zima, ale taka prawdziwa, gdy temperatura spada zdecydowanie poniżej zera. W takiej sytuacji możemy zderzyć się z konkretnymi problemami. Jeśli ktoś jest kierowcą, wie o tym, że auto warto przygotować do zimy. Nalać odpowiedniego płynu do spryskiwacza, zadbać o akumulator. Tutaj jest dość podobnie. Najpierw sprzęt: każdy akumulator wystawiony na niskie temperatury traci częściowo swoją pojemność. Dlatego też w sytuacji, gdy wychodzicie z e-papierosem na mróz, powinniście zadbać o to, aby wasz sprzęt trzymać w odpowiednio ciepłym miejscu. Zewnętrzna kieszeń kurtki czy też delikatna torebka to nie są dobre pomysły. Warto pomyśleć nad takim strojem, w którym znajdzie się miejsce dla sprzętu jak najbliżej ciała. Jakaś kieszeń pod swetrem pozwoli na zachowanie rozsądnej temperatury urządzenia. Jeśli używamy EIN w samochodzie nie zostawiajcie go na mrozie (szczególnie na noc), a raczej zabierzcie z sobą. Pamiętajcie też, że metalowy ustnik, który pozostawicie w bardzo niskich temperaturach, np. -10 stopni i niżej trzeba koniecznie rozgrzać zanim dotkniecie nim do ust. Inaczej czeka was niemiła niespodzianka. Drugą istotną sprawą są liquidy. One też niespecjalnie lubią niskie temperatury. Jak zachowuje się płyn, gdy obniża się temperatura możecie zaobserwować wstawiając buteleczkę do lodówki na dłuższy czas. Zauważycie, że liquid robi się „gęsty”, a mówiąc naukowo – zwiększa się jego lepkość. Efekt jest taki, że płyn znacznie gorzej transportuje się ze zbiorniczka na grzałkę, co może skutkować problemami z zaciąganiem się i efektem tzw. ścierki (dry hit). Na takie zmiany lepkości znacznie mocniej reagują liquidy oparte na glicerynie. Sama gliceryna krzepnie poniżej 20 stopni, więc w ujemnych temperaturach taki liquid może nawet ulec zestaleniu. Liquidy bazujące na glikolu propylenowym w mniejszym stopniu gęstnieją (glikol krzepnie w temp. -60 stopni), ale kilka razy też miałem z nimi problemy w ekstremalnych warunkach. Co w takim razie można zrobić, aby nie mieć kłopotów. Podobnie jak ze sprzętem, trzymajmy liquidy w miejscu ciepłym. Jeśli mimo tego pojawiają się problemy z transportem liquidu, można do buteleczki dodać niewielką ilość (2-3 krople, nie więcej) spirytusu spożywczego. Uwaga – tylko spożywczego, a nie salicylowego czy kamforowego! Zastąpienie spirytusu wódką to też nie jest dobry pomysł, ponieważ wprowadzamy do płynu niepotrzebnie wodę. Przestrzegam jednak przed niepotrzebnym ogrzewaniem liquidu przed wyjściem na zewnątrz. Temperatura pokojowa jest dla płynów optymalna.
Mam nadzieję, że wyposażeni w tę wiedzę przetrwacie zimę. Może zresztą w tym roku będzie podobnie, jak w ostatnich latach, czyli zima będzie pozorna. Tak czy inaczej – byle do wiosny!